Masztalski wyłowił złotą rybkę. - Spełnia trzy życzenia całej twojej rodziny! Masztalski wciepoł złotą rybkę do wody. Przyszoł do dom, zwołał żonę i dzieci. - Wiecie, złowiłech złotą rybkę i mi pedziała, co spełni trzy nasze życzenia... Córka Masztalskiego, podskoczywszy z uciechy, krzyknęła: - Chciałabych jeża!... Do rzyci z takim jeżem...! Aua, wyciągnijcie mi tego jeża!...
Masztalski miał wypadek w kopalni i leży w szpitalu, podłączony do różnych urządzeń. Wpada Maryjka i siadając na brzegu łóżka, lamentuje: - Co ci to chiopeczku? Takiś ty borok! Cierpisz, ja? Masztalski rusza kilka razy ustami i pokazuje coś ręką. - Co to - lamentuje baba dalej - napisać mi coś chcesz? mosz tu kartka i ołówek. Masztalski pisze coś i zamyka oczy. - Tak żech bez chłopa została! - lamentuje baba i wzrok jej zatrzymuje się na zapisanej kartce: "Maryjko, pieronie, bier ta swoja rzyć z tej rury, bo dychać nie moga".
Masztalski i Ecik słuchają opowieści Zygusia Materzoka o jego przygodzie w dżungli. - Patrzą, a przede mną pieronowo wielki boa! Struchlałech ze strachu. A tu ci wychodzi fakir. Ino gwizdnął i boa zniknął. - To jeszcze nic - wtrącił Ecik. - Moja staro miała takiego boa i poszli my na dancing. Przewiesiła boa przez krzesło i nikt nie gwizdnął, a boa zniknął...
Statek płynący do Argentyny zatonął na oceanie. Masztalski ledwie żywy wylądował na bezludnej wyspie. Siedzi tam rok, drugi, trzeci... siódmy. Nagle widzi statek! Macha, krzyczy, wreszcie dostrzega płynącą w jego kierunkti łódź. Łódź dobija do brzegu i wysiada z niej niezwykle seksowna dziewczyna w stroju bikini. - Toś ty jest Masztalski? - pyta. - Ja, to jo! - I wiela lot już tu siedzisz? - Siedem. - To musisz być pieronem spragniony? - mówi zalotnie dziewczyna. Masztalski ożywia się nagle: - Nie godej, mosz piwo?!
Statek wpływa do macierzystego portu. W kajucie trzech marynarzy szykuje się do wyjścia na ląd. - Wejdę do domu, zmieniam ubranie - mówi pierwszy - i zaraz lece się zabawić. - A ja - dodaje drugi - dzwonię zaraz do dziewczyny i pohulamy zdrowo. - Mnie też czeka zabawa - zwierza się Masztalski. - Podejdę do drzwi, zadzwonię, a potem szybko polecę pod okno. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebych jakiemuś gachowi po gębie nie doł.
- Czamuś ani roz nie napisoł do mnie ze wczasów? - wymawia Ecik Masztalskiemu. - Nie miołech twojego adresu. - Toś nie mógł napisać, żebych ci go posłoł? - Widzisz, nie przyszło mi to do głowy!
Maryjka do Masztalskiego: - Wejrzyj się ino. Ten helikopter już od godziny wisi w powietrzu. - Pewnie skończyła mu się benzyna.
- Tato - pyta syn Masztalskiego - co to jest hipopotam? - To jest taka zwariowana ryba. - Ryba? Przecież on żyje na lądzie. - Na tym właśnie polega jej wariactwo.
Generał zapowiedział swój przyjazd do jednostki wojskowej na wizytację. W dzień wizyty kapral Masztalski dzwoni do dyżurnego Ecika: - Jest już ten generał? - pyta. - Nie, jeszcze nie przyjechał. Po godzinie znowu dzwoni Masztalski: - Jest już ten generał? - Nie, jeszcze nie przyjechał. Po godzinie znowu dzwoni już zdenerwowany kapral:- Pierona, jest już ten generał? - Nie - odpowiada Ecik Mija jakiś czas. Pod bramę jednostki podjeżdża czarne auto, wysiada z niego general w asyście oficerów i podchodzi do wartownika: - To tyś jest ten general? - pyta Ecik. - Tak - Chłopie, mosz przegwizdane i ani tam nie idź, kapral Masztalski już trzy razy o ciebie pytoł!
- Maski włóż!... Maski zdejm!... Mówiłem ci, szeregowy Ecik, żebyś zdjął maskę! - Melduję, panie kapitanie, że zdjąłech, ino jo mom taki głupi pysk...