Do Francka przyszoł roz Antek pra, no i pado mu: - Francek wejrzyj tam ino przez okno, nie chcę ci som powiedzieć, ale zdaje sie, że twojego psa przejechało! Francek wyjrzoł, spojrzoł i pado: - Skąd! To przecież nie jest mój Azor. - No ale wejrzyj se dobrze - pado Antek - to jest na pewno twój pies. Mo taki som czorny ogon z tymi biołymi plamami. - Dyć ci padom, że to nie jest mój pies! - pado Francek i jeszcze roz wejrzoł a potem dodał: - Przecież mój pies nie jest taki plaskaty.
- Antek pożycz mi 200 złotych. - No dobrze, ale mom przy sobie ino sto. - No to dej te sto, a drugie sto będziesz mi winien - pado Francek.
Roz Antek chcioł wypróbować swojego kamrata i pedzioł mu tak: - Wiesz Francek, jak jo umra, to bych bardzo chcioł, żebyś tak przy mie trzy noce wachowoł. Możesz mi to przysiąc? - Do ciebie wszystko - pado Francek. - moga i tydzien nawet. No i dobrze. Antek chcioł sie przekonać, czy to prowda i udowoł umrzyka. Leżoł w trumnie a okiem ukradkiem spozieroł czy Francek umowa dotrzymo. Francek jednak był szewcem i żol mu było tych trzech nocy to se trzewiki do zolowanio przyniósł i kołki wbijoł. Naroz Antek z trumny godo: - Przy trupie sie nie klupie! - A umarty mo pysk zawarty - pado Francek.
Antek i Francek wybrali sie do fryzjera. Antek pado po drodze: - Ty Francek, jakbyś mi tak gwóźdź wbił do głowy, to by se fryzjer zepsuł maszynkę, wyłomoł by zęby, zrobimy to? - Dobrze pado Francek, bierz i wal! Antek wziął gwóźdź i chce wbić, ale Francek coś sie zatrząsł. - Co to? Strach cie oblecioł! - Nie, ino tak myślę, żebyś tego gwoździa nie minął, bo bych wtedy pieronie prosto w łeb dostoł!
- Antek! Co ty tak źle wyglądosz? - Człowieku dziwisz się? Tako robota! Cały dzień na kolanach! - A długo tam już robisz? - No, w poniedziałek mom zacząć.
Antek i Francek poszli roz do restauracji. Zjedli, wypili i wyszli. Jak byli już na dworze, Antek pyto Francka: - Ty, czyś ty zgłupioł? Po jakiemu dołeś portierowi aż 100zł? - A czys ty widzioł jaki on mi doł płaszcz?
Jeden pastuch siedzioł se na łące. Patrzy se tak na to piękne niebo i tak se myśli patrząc na te skowronki co po niebie furgają: Panie Boże, też mogłeś to i tak zrobić, coby i krowy furgać umiały. Byłoby też to pięknie widzieć jak se tak furgają niby te skowronki. Tak se myśloł i położył sie na trowie i patrzy i spoziero na niebo. Naroz jeden skowroneczek nie wytrzymoł i spuścił mu małą, miękką, mokrą rzecz prosto na gębę. Wtedy sie pastuch zerwoł, zaczął sie wycierać i głośno do nieba zawołoł: - Dyć Tyś to jednak dobrze wszystko obmyślił Panie Boże! Jakbych jo teraz wyglądoł jakby to krowa zamiast tego skowronka furgała!
Roz spotkały sie dwie furmanki. A byli ci chłopi znajomkami. - Kaj to jedziecie sąsiedzie? - pyto sie ten jeden. - A dyć spytejcie o to konia! - No ale chcieliście przecę na targ jechać? A to jest w drugą stronę! - Toć prowda prawicie, ale będę sie to z koniem wadził?
Przyszli roz z powiotu tacy panowie i pytają gospodarza, wiela mu krowa dziennie mleka daje? - A będzie z 7 litrów! - A co z tym robicie? - 3 litry w doma zostają a 7 sprzedowomy spółdzielni.
Jeden chłop seblekoł sie i chcioł sie kąpać w Odrze. Naroz zjawio się milicjant i obserwuje go. Jak sie już chłop blank seblek to milicjant podchodzi bliżej i pado: - Tu nie wolno sie kąpać! - No to po jakiemu mi tego wcześniej nie pedzieli, przecę widzieli że sie seblekom? - Bo seblekać sie wolno!