Do restauracji w Bytomiu przyszoł taki fajny młodzik. A w kącie siedzieli przy piwie górnicy. No i ten młodzik pyto sie kelnerki czy może dostać dwa kreple, no ale on pedzioł po gorolsku "pączki". I ta kelnerka przyniosła mu te pączki. A on jej na to: - Za te dwa pączki Całuję panią w rączki. To spodobało się kelnerce i pyto go czy by jeszcze czegoś nie chcioł. - No to dwa ciasteczka proszę. - Kelnerka przyniosła a on jej tak: - Za te ciasteczka Całuję panią w usteczka. A ci górnicy przy piwie to ino słuchali, ale jeden nie wytrzymoł i pado na głos: - Panie, a możebyście se i zupę obsztalowali!
Jednemu górnikowi zmierzła robota na dole. Pociepł kopalnia i wybroł sie na wieś. No i tam trza na polu robić pra, no to on się wybiero na pole. Pado do baby: - Cygarety mom? - Mosz! - Zapałki mom? - Mosz! - Bat mom? - Mosz! - Kwaretka jest? - Jest! - No to wio! A jak przyszedł na pole to patrzy, a on pługa zapomnioł.
Roz na grubie spotkali sie górnicy - kamraci. Siedli na kara i zaczli se rozprawiać. Ten jeden padoł: - Jak jo był w Afryce to mie roz lew gonił. - To jeszcze nic, - pado ten drugi. - Jak jo był w Afryce toch widzioł jak jeden lew skoczył na człowieka i go żywcem pożarł. - To jeszcze nic takiego pado trzeci. - Jak jo był w Afryce toch widzioł jak lew gonił człowieka, potem go pożarł i wypluł! A ten czwarty górnik sie ino przysłuchiwoł i naroz pado: - Kamraty! To jo jest ten istny, co mnie lew gonił, pożarł a potam wypluł. Narszcie mom świadka na to, bo mi żoden wierzyć nie chcioł!
Spotkało sie roz dwóch górników i tak rozprowiają: - Patrz jaki ten świat dziwny - pado ten jeden - Jak górnik jest chory to sztygar godo, że jest pijany, a jak sztygar są pijani, to sie pado, że są chorzy.
Spotkoł roz kolega drugiego i pyto go: - Cóż tam u ciebie słychać? - Ano starzeję sie i chcę się ożenić, coby mi kto mioł aby oczy zawrzeć. - No wiesz - pado kolega - jo ci powiem prowdę. Miołech dwie baby, ale one mi dopiero oczy otwarły!
- Ty Karlik, ponoć ty całymi dniami u mojej baby wysiadujesz? Pilnuj sie bracie, bo jak nie to... - Coś ty taki zazdrosny - pado kolega - żeby to w nocy przychodził ale w dzień? - Już ty mi Karlika nie broń, jo go dobrze znom. Z niego to taki pieron, że on nawet w dzień przenocować umie!
Przyszedł chłop do restauracji i obstalowoł se parówki i żemłę. Kelner przyniósł, a chłop patrzy na talerz i pado: - Co to? Zmniejszyliście porcje? - Nie, ino robiliśmy remont i wstawiliśmy wieksze stoły, to sie tak teroz wszystkim będzie zdowało.
- Wiesz Antek - pado Francek - jo to bych tak chcioł fedrowac na Północnym Biegunie. - Ale coż ci sie też zachciało? - Bo widzisz, tam jest pół roku noc, to bych społ i leżoł, że aż hej. - No ja, ale tyś zapomnioł, że tam jest pół roku dzień, to byś ale fedrowoł!! - Coś ty! Przecę mie obowiązuje ośmiogodzinny dzień pracy.
Jechoł górnik samochodem. Po drodze zatrzymała go panienka i prosi, żeby ją podwiózł. Jak jechali przez las, jemu zachciało sie loć. Powiedzioł: - wyboczcie panienko, muszę wyjść i coś w motorze zrobić. Wylozł, podniósł maskę i udawając, że robi przy motorze, loł do rowu. A z tego rowu głos: - Ty pieronie, co robisz? - Cicho...mom w aucie kobietę, cicho! - A co ty pieronie myślisz, że jo tu z królikiem siedzę?!
Roz w kopalni było dwóch kumplów. Antek i Francek. Antek był bardziej leniwy od Francka. Toż też roz zjechoł na dół fedrować, ale nie chciało mu sie łopaty brać. Zostawił ją na wierchu i przywiesił do niej kartkę: "Francek jak zjedziesz na dól, weź moją łopatę boch jom zpomnioł Antek". Francek se kartkę przeczytoł i na drugiej stronie napisoł: "Łopaty żech nie widzioł Francek".